Były „Stefany” (fotele polskiej produkcji), są „Wegnery”(fotele skandynawskiego projektanta) . Też dwa, też dąb i czarna skóra. Klasyka. Jednak kondycja przed renowacją pozostawiała wiele do życzenia. Kim był Hans J. Wegner i jak wyglądała renowacja mebli skandynawskich?

Kim był Hans J. Wegner?

W swojej praktyce z odnawianiem mebli skandynawskich, moje pierwszy zachwyty pojawiły się przy jednym z projektów Hansa J. Wegnera. Był to stół model AT 312, wymagający kilku fachowych, stolarskich napraw i profesjonalnego wykończenia. Niby nic wielkiego, prosta, dębowa konstrukcja, z fornirowanymi teakiem blatami, w teakowych ramkach. Im dłużej i bliżej przyglądałem się jednak każdemu zaprojektowanemu detalowi, tym bardziej nabierałem pewności, że to nie przypadek, czy marketing zadecydowały o tym, że Hans J. Wegner jest nazywany jednym z najwybitniejszych twórców (nie tylko) skandynawskiego designu i to od Niego często zaczyna się wymienianie najznamienitszych projektantów mebli tego okresu.

W następnych latach trafiały na mój warsztat kolejne Jego projekty, bardziej lub mniej znane, wyprodukowane w tysiącach egzemplarzy, bądź też te niezwykle rzadkie, liczone na sztuki w skali światowej. W momencie, kiedy nabrałem pewności, że moja wiedza pozwala już na ryzykowne zakupy na portalach aukcyjnych, jednym z priorytetów, czy też marzeń było kupno jakiegoś okazu „Wegnera” właśnie. Przy moim niewygórowanym budżecie nie było mowy oczywiście o kupnie egzemplarza z epoki, w perfekcyjnej kondycji, bądź po perfekcyjnej renowacji z pewnym pochodzeniem. Pozostała cierpliwość i szukanie oferty mebla nie pozostawiającego wątpliwości, co do oryginalności i w stanie , który raczej odstraszy klientów szukających egzemplarzy do wystawienia, bądź handlarzy liczących na duży zysk po szybkim podpicowaniu.

Unikatowe fotele Wegnera

Cierpliwość czasem, nawet w dzisiejszych czasach przynosi nam pyszne owoce, czego i mnie dane było zasmakować. Najpierw wypatrzyłem dwa fotele Wegnera na stronie domu aukcyjnego, a później, konsekwentnie czekając do ostatniej chwili, wylicytowałem je za kwotę bardziej niż przyzwoitą. 😊

Po kilku dniach jeden z najwcześniejszych projektów Hansa J. Wegnera, fotel B123 z luźną, pikowaną poduszką, podłokietnikami w skórze i pełnym, skórzanym oparciem stał sobie w ilości sztuk dwu i cieszył moje oko każdym detalem.

Na temat tego projektu z 1940 roku jest sporo opracowań autorów ode mnie o wiele bardziej kompetentnych i do nich polecam zajrzeć. Ja tylko dodam, że nawet opłakany stan, w jakim do mnie dotarły dwa fotele, nie pozostawiał wątpliwości w doskonałość tego projektu i ciągle, nieustannie wzbudza mój zachwyt.

Renowacja mebli skandynawskich

Fotele cieszyły oko. Reszta to pestka – renowacja.

Rzeczy zaprojektowane dobrze, z najlepszych materiałów, wykonane przez najlepszych fachowców dodają mojej pracy dodatkowej przyjemności i najczęściej bywają łatwiej odnawialne od tych kiepskich, bądź skiepszczonych niewprawną renowacją po drodze. Tutaj miałem od początku do czynienia z oryginalnym stanem, tkniętym jedynie zębem czasu, bez ingerencji pseudofachowców.

Założyłem, jak przy meblach antycznych, zachowanie jak największej ilości oryginalnych elementów. W tym wypadku mowa o tapicerce, bo drewno wymagało jedynie delikatnego wyczyszczenia/wymycia i ustabilizowania kilku połączeń. W nienaruszonym stanie pozostały podłokietniki i skóra owinięta wokół elementów ramy fotela. Pasy, poduszki i oparcia zostały odtworzone kropka w kropkę materiałami użytymi oryginalnie i w ten sam sposób, jak oryginał, uformowane i ręcznie poszyte.

Na szczęście znam odpowiedniego tapicera!!! W dużej mierze Jego zasługą jest końcowy efekt. Jak zwykle zazdroszczę mu tych umiejętności, ciesząc się całością.

Renowacja mebli – co dalej?

Moja przygoda z wyszukiwaniem i ratowaniem perełek trwa do tej pory i stała się już pewnym uzależnieniem. Po drodze trafiłem jeszcze ze dwa razy na wczesne projekty Wegnera, niektóre z nich już odzyskały blask, niektóre czekają na swoje pięć minut. I pewnie, choć coraz o to trudniej, trafią się kolejne.

Myśląc o tej mnogości doskonałych, skandynawskich mebli pojawia mi się pytanie, czy aby wyjątkowość „Stefanów”, od których zacząłem tą opowieść, to znaczy ich znikomość na naszym rynku, nie byłaby atutem by spojrzeć na ten projekt jeszcze łaskawszym okiem…?